Bogusław Deptuła

Instrukcja obsługi życia i sztuki w czasach covid

Instrukcja obsługi życia i sztuki w czasach covid

To tytuł najsławniejszej powieści Georgesa Pereca, francuskiego pisarza eksperymentatora, słownego ekwilibrysty, językowego szarlatana, lipografa, który wyznaczał nowe obszary dla prozy, myśli, lingwistyki, gramatyki, semantyki i nieskończenie więcej – języka francuskiego.

Niepodobna, nie dodać, że jego żydowskie korzenie sięgają mocno i głęboko polskie ziemie i bez wątpienia wyznaczają jego powinowactwa ze znakomitą rodziną wiodącą się z okolic … Lubartowa, tak samo pisane. Długie trwanie, przetrwanie, przebudzenie, pisanie

Covidowe odcinanie, zamykanie, trwanie, tworzenie, zaklinanie – trudna cezura dla wielu twórców, wielu związków, wielu relacji, które dramatycznie nie przetrwały testu zamknięcia, odosobnienia, scalenia, sklejenia; przymusowe połączenia okazały się zwodnicze, zbyt niewolnicze – nie wytrzymały tej socjologno-społecznej próby: małżeństwa się rozwiodły, związki rozpadły, relacje zanikły, bliskość oddaliła, połączenia rozdzieliły, trwania nie przetrwały. Niemało się skończyło.

Objawienie socjopatologii relacji to jakiś dziwny, jakby podskórny triumf covida, niepotrzebny, niechciany, nieoczekiwany. Ludzkie relacje okazały się puste, wątłe, nieprawdziwe czy co gorsza wręcz wymuszane okolicznościami, towarzyskimi układami, skizem. To zapewne było duże zaskoczenie. Zapewne jeszcze większym rozpad związków, relacji, przyjaźni, doprawdy, wieloletnich.

Chyba jakoś trochę podobnie jest u Pereca, żyją obok, a nic ich nie łączy. Brak połączenia, brak przecinania – może być twórcze, może być destrukcyjne, może być bez znaczenia.

Czas covid jest czasem nad wyraz paradoksalnym: zostaliśmy rozdzieleni, marzymy o połączniu, ale równocześnie fizycznie bardzo się go boimy; jak w dawnej piosence: „Chciałabym i boję się….”.

Inżynier dusz i psychosocjopata zarazem, Perec jest autorem paradoksalnym i niech ta zostanie na zawsze.

Artyści zamknięci w swoich przestrzeniach tworzyli. Może to dziwne, może zwyczajne, na pewno nie regularne i nie symetryczne, ale bez wątpienia powstawały nowe prace. Jedni przygotowali nowe, kompletne wystawy, dziesiątki i setki prac; inni utknęli w nicości nic nie robienia; i obwieścili, że to był nad wyraz trudny czas dla sztuki i właściwie niczego nie dokonali. Puste głowy, puste serca, puste dusze – czas na refleksję, czas na nowe odczytanie siebie samych; czas egoistyczno-społeczny – robimy swoje, ale próbujemy siebie sądować, patrzeć w głąb i pytać: czy to ja aby na pewno jestem?

Obie wersje obfitości i nicości artystycznie po równo prawdziwe, po równo niesprawiedliwe. Sztuka nigdy nie chciała ani demokratką, ani egalitarystką. Dla wielu zamknięcie było silnymi i sprawczym impulsem, otwierając na samych siebie, własne wnętrze i możliwość jego eksploracji. Dla innych własne wnętrze i puste towarzyskie przedpole okazały obnażające i wycięczające. Brak zewnętrznych impulsów dobijał i frustrował. Największym przyjacielem stawał się gadający telewizor wypuszczający z siebie kliszę obojętnych właściwie wiadomości; codziennie nieodmiennie podobnych; i starczy!

Labirynt kamienicy Preca z „Życie, instrukcja obsługi” stał się dla mnie jakąś paradoksalną figurą stanu covidu, naszego zapętlenia w codzienności, która staje się jakąś dziwną pułapką, matrycą, życiowej głątwy, która pozostając na wyciągnięcie ręki właśnie jest niewidzialna nierozsupływalna, niepojmowalna, nieogarnialna w swej komplikacji. Zarazem paradoksalnie wiele z tych kamienicznych wnętrz ma w sobie odwołań do sztuki i sztuk plastycznych, bo Perec również ciekawił się nią, podobnie kombinatoryką, numerologią, statystyką, matematyką, sfragistyką, astronomią, lingwistyką, lipografią, gramatyką, ortografią, stylistyką, numizmatyką, marynistyką, entomologią, itd…